Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Miłość do basketu.
#11
(03-03-2010, 10:52)NYKnicksFan napisał(a): To było hmmmm....18 lat temu. Dokładnie nie pamiętam jaki był mój pierwszy obejrzany mecz ale to chyba on spowodował, że zapałałem gorącą miłością do basketu. Czasy to były zupełnie inne ale nie powiedziałbym, że gorsze. Miały one swój specyficzny i niezapomniany klimat. Dostęp do jakichkolwiek wiadomości o NBA był bardzo utrudniony i po za kanałem DSF i jednym meczem tygodniowo w telewizji polskiej nie było zbyt częstych okazji aby zobaczyć jakiś mecz nie mówiąc tu już o zobaczeniu swojej ulubionej drużyny czy też zawodnika. To wtedy graniczyło z cudem i jeśli komuś się to udało to miał szczęście jakby wygrał w totkaGrin Początki tej "miłości" to wieszanie pierwszego kosza przed domem, struganie z płyty pilśniowej tablicy, malowanie na niej logo NYK (odręcznie!!!) Ile to sprawiało frajdy. Piłka była oczywiście gumowa i po 3-4 miesiącach gry dostawała "guzów", a buty to pierwsze lepsze trampki. Każdy ówczesny kibic NBA zakładał zeszyt formatu A4 w który wklejał wszystkie zdobyte wycinki z gazet, opisywał w nim drużyny, składy dane zawodników i oczywiście wyniki meczy. Tak mniej więcej wyglądały pierwsze dwa lata. Potem można było zauważyć zwiększenie zainteresowania koszem w Polsce. CDN

Haha, też mam do dzisiaj zeszyt z wynikami Minnesoty i Philadelphii, wraz z podstawowymi statystykami Iversona i Garnetta, trochę lat już sobie liczyGrin
[Obrazek: quoteg.png]
#12
Heheh ja pamietam jako jeden z pierwszych w moim miescie mialem neta to mialem obowiazek zawsze rano drukowac Box score rano i wiezc do szkoly gdzie maniaki nam podobne siedzialy sie zachwycaly i gadaly godzinami by po lekcjach siedziec i grac albo nawet zamiast lekcji grac Wink ale to bylo hohoho temu Smile1
#13
Niezapomniane PO i Finały w 1994 roku. Noce spędzone do rana przed telewizorem i z zapartym tchem oglądanie KAŻDEGO meczu jaki był wówczas w zasięgu anteny satelitarnej lub polskiej TV. Wtedy też ugruntowała się moja "miłość" Grin do drużyny New York Knicks. Wtedy przeważnie każdy biegał z językiem wywalonym jak Jordan więc trochę zawsze mogłem liczyć na zacięte pojedynki pod koszem jako Knickerbocker. Oczywiście zamiłowanie do basketu nie ograniczało się do oglądania TV ale każdą wolną chwilę spędzaliśmy na osiedlowym boisku doskonaląc podpatrzone u swoich idoli zagrania. Mieliśmy zawsze "głód koszykówki" i staraliśmy się go zaspokoić właśnie na boisku. Nie mieliśmy meczy co dzień (trudność była w zdobyciu wyników), internetu brak, gier brak ale to powodowało, że boiska do koszykówki były pełne i pełne były ławki rezerwowych chcących zagrać. Szkoła średnia to etap gry w szkolnych reprezentacjach i uczestniczeniu w turniejach trio basket, których było jak na lekarstwo. Potem niestety zaczęły się kontuzje. Kłopoty z kolanami, a na koniec z kręgosłupem. To w głównej mierze spowodowało przymusowy rozbrat z czynnym uprawianiem koszykówki. Sad Czas mijał na leczeniu kontuzji, dalszej nauce, studiach. Następnie żonka, dzidzi i tak w tym czasie zawodnicy z "mojego" NY odeszli, więcej ówczesna NBA się totalnie zmieniła i pozostało tylko parę znajomych nazwisk. Zmienił się styl gry, który tak mi się podobał. Minęło parę lat "odwyku" choć kosz na ogrodzie zawsze był i tzw " tajming" był podtrzymywanyWink Kontuzje się wyleczyło i chęć gry na pełnowymiarowym boisku wróciła. Rywalizacja pod koszem, gra o coś, chęć sprawdzenia czy się jeszcze coś potrafi itd to spowodowała, że odnalazłem ludzi ze starej brygady i walczymy jak za dawnych lat. Pięknie się znowu gra i mogę powiedzieć że tego się nie zapomina. Oczywiście jest to basket w wykonaniu 30 paro latków, a nie 16-to ale dajemy radęWink Czego jednak nie czuję to teraźniejszej NBA. To samo mają moi znajomi, którzy również żyją NBA lat 90' dyskutujemy o tamtych meczach, tamtych zawodnikach i przypominamy sobie tamtą wspaniałą atmosferę. Piękne czasy, nasza młodość. Miło jest choćby w taki sposób jakby cofnąć się w czasie Grin Młodzi może tego teraz nie "kumają" ale minie parę latek i skumacie o co kaman Smile1 HEJ HEJ tu NBA
#14
fajny i ciekawy temat- jakoś wcześniej go nie zauważyłem:/
To u mnie tak: Na początek- rocznik 1981 czyli podobnie jak przedmówca Wink
Przygoda z NBA rozpoczęła się w czasach pierwszego threepeatu Byków- a dokładnie od retransmitowanych finałów z Blazers.. pierwsze poważne mecze widziane na żywo to były następne finały z Suns i pierwszy z ulubionych graczy- Cedric Ceballos, który w następnym sezonie przeszedł do Lakers, i tak zaczęła się moja przygoda z tym teamem, która trwa do dzisiaj Smile1 podobnie jak pewnie u wszystkich nie ograniczyłem się tylko do śledzenia Ligi, ale też równocześnie ciorałem w kosza gdzie i kiedy popadło pomimo posiadanych w tamtym czasie imponujących 150 cm wzrostu Smile1 początki były ciekawe, bo jednym z pierszych koszów na któy graliśmy z kumplami był zajumany z parku śmietnik zawieszony na murze, za który dostaliśmy solidny opierdol Smile1 później obecni koledzy, którzy są starsi o 2-3 lata zrobili sami dosyć profesjonalny kosz, na którym nie bardzo pozwalali nam grać, to kiedyś z kumplem żeby się tam przedostać śmignęliśmy przez zakład( konkretnie wodociągi) żeby nas nie zauważyli, i pech chciał że zauważyli nas robotnicy i wezwano policję- śmiechu było kupę potem i do dzisiaj w sumie wspominamy Smile1 potem zrobili u mnie na dzielnicy boisko do kosza na żwirze- tez masakra w sumie- cały czarny byłem jak wracałem Smile1
potem trochę urosłem- imponujące 174 cmWink i gram do dzisiaj- w ostatni czwartek pobiłem swój prywatny rekord i trafiłem 9 trójek in a row w czasie gry Tongue
Też miałem różne przerwy spowodowane brakiem neta, dostępu do TV pokazującej Ligę ale obecnie to mój konik number one
To by było na tyle
Piona Smile1
Basketball is more than sport. NBA is more than Basketball. Purple&Gold!!
#15
Moja przygoda zaczęła się bardzo póżno,bo po raz pierwszy zagrałem w basket z kolegami w szkole w wieku 12 latSmile1.
Przed tym to wiedziałem o koszu tylko tyle,że gra się pomarańczową piłką i jest jakiś tam Kobi BrajantTongue.
Szybko wdrożyłem się w tematSmile1.Z początku grałem jako center od trafiania łatwych punktów spod kosza,bo byłem najwyższy w klasieSmile1.Z czasem zaóważyłem jednak,że dobrze rzucam i nieżle panuje nad piłką.Umiałem też dostrzegać kolegów na boisku,choć same podania wychodziły mi tylko na dystansSmile1.Ze 2 lata temu tata kupił mi kosz i zamontował na podwórku.Od razu zacząłem rzucać za 3 jak maszyna.Wielu białych drewniaków się w tym specjalizuje-choć ja nie jestem typowym białasem.Zacząłem dobrze grać.Nie siałem paniki penetracjami,ale mogłem wbić pod kosz.Jednym z moich problemów były i SĄ kolana-słabe,nie pozwalają mi wykonywać zwodów(crossover itp.).Jak ktoś zna dobre ćwiczenia to bardzo proszę o poradęSmile1.Bo gdy to naprawię to...nie będę gdybał,bo zapeszęSmile1.
Na razie to tyle.
Smile1
#16
nie miałem pojęcia o koszu aż do pewnego WueFu w podstawówce kiedy to nauczyciel kazał nam wrzucać piłkę do obręczy. zajarałem się, zacząłem oglądać mecze, chodzić na treningi i zostało


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości